Uwielbiam głębokie rozmowy i do nich tęsknię. Bo ostatnimi czasy nie ma ich w moim życiu zbyt wiele.
Pamiętam godziny w towarzystwie świetnych ludzi, gdzie każde kolejne wypowiadane zdanie sprawiało, że cała reszta musiała strząsać z pleców natrętne ciarki. Gdzie schodziliśmy coraz głębiej w omawiane zjawisko, do momentu, w którym ogarniało nas wrażenie, że właśnie odkryliśmy coś całkiem nowego – perspektywę, z jaką jeszcze nikt wcześniej nie patrzył na rzeczywistość. Jak Indiana Jones penetrujący zakazany, ukryty przed wiekami skarbiec. Wszyscy słuchaliśmy się wzajemnie. To nie były pijackie dyskusje polegające na tym, że czekasz, aż Twój rozmówca w końcu się zamknie, by wejść mu w słowo i wyrzucić z siebie słowną biegunkę. Mówię o rozmowach, w których każda kolejna osoba dodawała ważny klocek do układanki, gdzie wszyscy byliśmy skrajnie podekscytowani, ale staraliśmy się nikomu nie wchodzić w słowo i dokładnie analizować to, co dana osoba chciała przekazać.
Mam wrażenie, że kiedyś było takich rozmów w moim życiu więcej, myślę, że coś po drodze się spierdoliło.
Nie przebywa się ze sobą tak często, jak kiedyś. Zajebiści ludzie rozrzuceni są po całej Polsce, każdy ma coraz więcej obowiązków i odeszła w niepamięć tamta beztroska chęć eksplorowania życia. Spontaniczne zjazdy, wieczory, a czasem całe dni bez rozpraszaczy w postaci filmu, filmików z YouTube. Tylko my, dobre używki i stara, dobra rozmowa. Czasem rozmawiało się do białego rana – i pomimo, że zegarek wskazywał kompletnie abstrakcyjną godzinę, krzycząc, że już 7 i to nie wieczorem – nie potrafiłem sobie wyobrazić, że po takiej petardzie miałbym tak po prostu położyć się i zasnąć.
Teraz też by się rozmawiało. Gdyby nie telefony, notyfikacje, wibracje w kieszeni i nowe snapy. Otumanienie, zajęcie pamięci podręcznej wirtualną rzeczywistością.
Chcecie ciekawą wstawkę? Obrazki do wpisów biorę ze strony pexels.com. Chciałem znaleźć jakiś pasujący do dzisiejszego wpisu, wstukałem więc w wyszukiwarkę “talk”. Serwis wypluł mi dziesiątki zdjęć, na większości których widniał albo telefon albo laptop. Nawet, jeśli jakieś przedstawiało dwie rozmawiające osoby bez tych rozpraszaczy, to umieszczone one były w kontekście biznesowym (oficjalny ubiór, notes, uścisk dłoni). Żeby znaleźć jedną fotkę przedstawiającą dwoje ludzi, którzy po prostu ROZMAWIAJĄ ze sobą, musiałem się nieźle naprzewijać.
Zauważam, że dość ciężko jest przebić się przez codzienny letarg. Czasem, gdy próbuję z kimś poruszyć głębsze tematy, ale rozbija się to o płaszczyznę informacyjną (rozmawiamy, ale nie z emocji) albo o sprowadzanie wszystkiego do żartów (wiadomo, najłatwiej).
A ja chciałbym, żeby prosto się rozmawiało, często i szczerze, żeby to rozmawianie wnosiło jakąś nową jakość do życia. Żeby wydawało się, że słońce razi po oczach, nawet wtedy, gdy na niebie same chmury. Chciałbym sprawiać, by nawet zwykłe, przewidywalne chwile pozostawiały po sobie posmak wina i ochotę na więcej. Chcę słowa wydawać na to, co się liczy i to w takiej ilości, by zabrakło drobnych na kropki i przecinki. Ludzie powinni poruszać się wzajemnie, naciskać niekomfortowe przyciski i interpretować uwolnione w ten sposób demony. Kategoryzować od najpiękniejszych po nastraszniejsze i układać grzecznie w odpowiednie szufladki, w przewidzianej kolejności, nadawać im sens i szerszy kontekst – odzierając z niepewności i wprowadzając porządek.
Właśnie dlatego uwielbiam podróżować. Bo podróżowanie wyrywa Cię z korzeniami z codzienności. Weź ze sobą świetnych ludzi, polećcie gdzieś – droga na skróty do znaczących rozmów. Bo odcięte od rutyny mózgi pracują na podwyższonych obrotach i znów są otwarte na re-interpretację pewnych zjawisk. Znów można komunikować się na głębokim poziomie, wyłuskiwać znaczące wnioski z najmniejszych niuansów.
A co zrobić, by mieć tak codziennie?