Kraków, sobota, 4 w nocy.
Wykończony po 5 dniach szkolenia, które prowadziłem, wsiadam do auta. Do bagażnika wrzucam torbę, walizkę, laptopa. Siadam w wygodnym fotelu kierowcy i marzę tylko o tym, by już znaleźć się w łóżku. Odpalam muzę, włączam nawigację i wciskam przycisk “START”. Nic się nie dzieje. Próbuję ponownie.
I znowu — gówno.
Świetnie. Auto właśnie padło na amen, a ja:
1) Jestem w obcym mieście.
2) Na dziedzińcu osiedla, do którego wjeżdża się przez tunel — laweta się nie zmieści.
3) W poniedziałek mam być w Warszawie, by ogarnąć ostatnie rzeczy przed urodzinami w Zakopanem.
Jasne, wkurwiam się. Oczywiście, czuję się bezradny. Te uczucia przytłaczają mnie przez kilka długich minut.
W końcu jednak stwierdzam: dziś już nic z tym nie zrobię, więc nie ma sensu o tym myśleć. Teraz muszę dotrzeć do łóżka, położyć się spać, a jutro z rana zadzwonię w kilka miejsc i opracuję plan działania. Zamawiam Ubera i gaszę moim myślom światło.
Z rana wykonuję parę telefonów. Wpierw podjeżdża taksówkarz z kablami.
— Panie, a gdzie do chuja, panie. Auto mi usmaży, nie będę nawet próbował się podpinać.
No to fajnie. Dzwonię po pomoc drogową. Przyjeżdża gość z porządnym sprzętem — auto, tak czy siak, nie chce odpalić, więc to nie akumulator.
Jest niedziela, jutro mam być w Warszawie. Wiem już, że nie będę, więc zamiast karmić emocje takie, jak: zawód, wkurwienie, bezsilność i zamiast biczować się w myślach, sortuję wszystko na chłodno:
1) Muszę zmienić plany, na sto procent nie wyrobię się do Warszawy przed urodzinami — poproszę kogoś, by załatwił te rzeczy za mnie.
2) Ogarnę sobie awaryjny transport do Zakopca na wypadek, gdyby auto musiało zostać w warsztacie na dłużej.
3) Dziś zrobię research dobrych warsztatów w Krakowie, a jutro z samego rana ogarnę wizytę, lawetę i łamigłówkę, w jaki sposób wyciągnąć auto z dziedzińca.
4) Gdy już wytypuję warsztat, po prostu odpuszczę i skupię się na czymś innym, bo dziś i tak już nic nie zdziałam — warsztaty w niedzielę są pozamykane.
Tylko dzięki tym założeniom jestem w stanie resztę dnia spędzić na luzie i cieszyć się wspólnym wieczorem z moją dziewczyną — nie wylewając na nią moich emocji. Jasne, czasem uciekam w myśli i roztrząsam sytuację. Pozwalam sobie też trochę ponarzekać — jestem tylko człowiekiem.
Jednak za każdym razem, gdy łapię się na jednej z tych dwóch rzeczy — staram się na powrót znaleźć tu i teraz oraz skupić się na byciu produktywnym. Odciąć od emocji, pozwolić im się wypalić bez podsycania ognia.
Kolejnego dnia sprawy potoczyły się błyskawicznie — zaklepałem dobry warsztat, laweciarz pomógł mi wypchnąć auto z dziedzińca, a już pod wieczór wiedziałem, że przepaliły się kable od rozrusznika — nie była to poważna usterka.
Sytuacja bardzo szybko się rozwiązała, odzyskałem moją dorożkę i na urodziny pojechałem z uśmiechem na ustach. Jestem jednak w stanie wyobrazić sobie, jak to wszystko by wyglądało jeszcze parę lat wcześniej:
1) Wkurwiłbym się niemiłosiernie i karmiłbym tę emocję, przez co musiałbym zacząć wypromieniowywać je na zewnątrz — odłamkami oberwaliby moi bliscy.
2) Przez kilka dni chodziłbym ze smolistą chmurą nad głową, przejmując się rzeczami, które są poza moją kontrolą — przez co stałbym się zestresowany, asocjalny, nieproduktywny i drażliwy.
3) W nieskończoność roztrząsałbym całą sytuację, podsycając mentalność ofiary (dlaczego akurat ja? Dlaczego akurat teraz?), nie mogąc pogodzić się z tym, że przy nieoczekiwanym zwrocie wydarzeń należy skorygować plan i iść dalej, a nie płakać nad tym, że uległ on zmianie.
Przykład powyższej historii banalny, ale zadaj sobie pytanie: jak często wkurzasz się, karmisz mentalność ofiary i w nieskończoność biczujesz w myślach, gdy przytrafia Ci się jakaś losowa sytuacja?
- Dostajesz mandat.
- Ucieka Ci pociąg.
- Psuje Ci się auto.
- Coś krzyżuje starannie dopieszczone plany.
Za każdym razem, gdy przytrafi Ci się coś takiego, najlepsze co możesz zrobić (dla siebie i swoich bliskich) to po prostu wyłączyć emocje, wziąć głęboki wdech i przejść w tryb działania.
Spytać samego siebie, na chłodno:
Na co konkretnie mam tutaj realny wpływ, a co znajduje się poza moją kontrolą?
Bardzo często, w obliczu losowych sytuacji marnujemy energię i rozdmuchujemy negatywne emocje, skupiając się na całkowicie nieproduktywnych aspektach danego zdarzenia. Wrzucamy sobie bez końca: dlaczego ja? Teraz muszę zmienić plany. Ja pierdolę. Dlaczego ten pociąg mi uciekł? Mogłem wcześniej wyjść z domu.
Tutaj trzeba na chłodno powiedzieć sobie: Okej, nie mam wpływu na to, że pociąg mi uciekł — to jest fakt. Nie zmienię tego w żaden sposób i muszę to zaakceptować.
Jakie działania dotyczące rzeczy pod moją kontrolą muszę wykonać, by problem rozwiązać?
Teraz powinienem usiąść w kawiarni, otworzyć laptop i kupić kolejny bilet.
Które plany muszę zmienić, biorąc pod uwagę obecną sytuację?
Muszę też wykonać parę telefonów, by przełożyć umówione spotkania. Czas oczekiwania na następny transport mogę wypełnić, odpisując na zaległe e-maile.
Brzmi jak konkretny plan? Oczywiście, tak wygląda skupianie się na byciu proaktywnym w obliczu nowej sytuacji i elastyczne dopasowanie się do chaosu rzeczywistości.
Odpuszczasz to, co poza Twoją kontrolą i robisz wszystko, by obecną sytuację rozwiązać, skupiając się na działaniu.
Nasz mózg na ustawieniach fabrycznych wcale nas w tym zadaniu nie wspiera, nic więc dziwnego, że podstawową reakcją na nieobliczalny przebieg zdarzeń są mocne uczucia, takie jak zwód, zdenerwowanie, stres, poczucie winy. Często nie mamy wpływu na inicjalny wyrzut emocji, ale mamy wpływ na to, czy będziemy je podsycać, czy przekierujemy skupienie w produktywne miejsca, takie jak działanie.
Karmiąc negatywne emocje, taplając się w nich, jesteś jak rozbitek na otwartym, wzburzonym morzu, którego podtapiają fale. Akceptując nowe warunki i wychodząc im naprzeciw, stajesz się kapitanem okrętu, który zarządza załogą w czasie sztormu. Łapiesz mocno ster i szukasz wyjścia z sytuacji — co sprawia, że zamiast bezradności powoli zaczynasz czuć, że kontrolujesz sytuację, a Twoje działania mogą doprowadzić do jej pomyślnego rozwiązania. Gruntuje to Twoją pewność siebie i ucina marnotrawienie energii.
Przestań naiwnie myśleć, że możesz przyjąć jakieś rzeczy za pewnik, że tworząc plan, otrzymujesz immunitet na losowe zdarzenia. Rzeczywistość to chaos w najczystszej formie i nie zmienisz tego, niezależnie od ilości pracy włożonej w tworzenie swojej wizji. Przestań się dziwić, że Twój domek z kart się wali, skoro budujesz go na ruchomych piaskach w trakcie wichury.
Zaakceptuj to i zamiast marnować energię na przeciwdziałanie zmianom — naucz się na nie skutecznie i szybko reagować.
Trzeba byc dobrze zakompleksionym incel’em, zeby ogladac tego przemadrzalego gamonia Gargamela
Trochę przykro jak ludzie bezmyślnie przychodzą z materiału Gargamela, który z góry miał założoną tezę. Wiele wycinków było wyrwanych z kontekstu, szanuję postać Gargmela, ale ludzie.. myślcie też sami zanim przyjdziecie bezmyślnie wstawiać się za swoim guru atakując Blogera, który *uwaga* NIKOMU NIC NIE ZROBIŁ ;>
Dzięki za wartościowy wpis. Ogarnianie emocji w kryzysowych sytuacjach nie jest łatwe ale warto pamiętać że zawsze mamy wybór 🙂 Dzięki wielkie za to co robisz. Swoją pracą pomogłeś naprawdę wielu osobom i to się liczy. Resztą nie ma się co przejmować 😉
wielka afera… gdy zaczynasz grać ich grą
Porzuciłeś bloga Vince? 😉
Właśnie wróciłem 🙂
Kiedy nowy wpis :)?
Już 🙂