Świat, jaki znamy padł na kolana i bez żadnego ostrzeżenia przyjął strzał w potylicę. Nasze życia, plany i przyzwyczajenia – rzeczy, które braliśmy za pewnik wyparowały, zanim rozgrzana łuska zatańczyła na betonie. Możesz odpuścić lub kurczowo trzymać się osuwającego się ciała i pozwolić, by zabrało Cię ze sobą w przepaść.
Wsiadamy w auto i dosłownie dwie minuty później jesteśmy już za miastem. Niebo jest bezchmurne, pola wokół nieśmiało budzą się do życia. Mkniemy szosą doceniając fakt, że mamy gdzie pojechać. Dojeżdżamy na działkę. Nic tu się nie zmieniło. Świat może i się skończył, ale tu tego nie widać. Nie ma tu ludzi, bo nigdy ich nie było. Sąsiedzi są daleko, wokół zielony teren, dwa stawy, kawałek lasu. Wagon przerobiony na letniskowy domek. Mój bastion, oaza spokoju. Nie myślę o tym, że czas na naszej planecie stanął w miejscu – bo tutaj przecież nie płynął nigdy.
Czerwone wino na obrusie, znasz to? Albo nowe spodnie ochlapane wodą z kałuży? Chaos wpełzający w porządek, przypominający o tym, że nic nie jest statyczne, że rzeczywistości nie sposób wymuskać? Uosobieniem tego chaosu tutaj jest konająca sarna. Leży na porośniętych mchem schodach, które prowadzą do stawu. Oddycha szybko, nerwowo badając nas wzrokiem. Umiera, zanim przyjeżdża wezwana przeze mnie pomoc.
Rzeczywistość to w moim umyśle nieskończony ciąg metafor. Nie widzę martwej sarny, widzę symbol tego, że w pewnym sensie świat, jaki znamy umarł i nie uciekniemy od tego faktu, choćbyśmy wsiedli w auto i docisnęli pedał gazu.
Taka jedna pani w sklepie mówiła
Zabawnie jest obserwować rozwój wypadków i zmianę w nastawieniu ludzi do koronawirusa. Nie powiem, wielką radość odnajduję nawet analizując swoje początkowe mechanizmy wyparcia. To zawsze działa tak samo:
- Ignorowanie.
- Lekceważenie, robienie sobie jaj. Sprowadzanie na ziemię “panikarzy”. Racjonalizacja.
- Moment olśnienia – zrozumienie skali problemu, lekka panika. No dobra, ja też się boję, bo już rozumiem, że jest czego się bać.
- Doinformowanie (z rzetelnych źródeł), akceptacja sytuacji i dostosowanie swojej codzienności do problemu.
Gdy świat się walił, jechałem autem z Krakowa do Białegostoku, żeby pojawić się na pogrzebie babci. Przerabiałem wtedy etap trzeci. Do rodziców zajechałem dość późno i gdy wszyscy poszli spać, ja zacząłem chłonąć newsy ze wszystkich źródeł, przewidywania ekspertów. Dość powiedzieć, że tej nocy się nie wyspałem. Na pogrzebie starałem się ograniczyć kontakt z rodziną do absolutnego minimum. Piszę o tym dlatego, że następnego dnia przekonałem rodziców, że nie powinni jechać na różaniec za babcię. Ojciec zadzwonił poinformować ciotkę, że z powodu wirusa wolimy zostać w domu. Jej reakcja mnie rozczuliła: “ale czego ty się boisz, taka jedna pani w sklepie mówiła, że ten wirus to tak naprawdę nic takiego”.
Żebyś Ty nie musiał, nie musiała edukować się od pani ze sklepu, linkuję rzetelny artykuł (najlepszy, jaki czytałem na temat wirusa), który moim zdaniem powinien przeczytać absolutnie każdy obywatel Polski.
Co dalej?
Wirus przekreślił czerwonym markerem wszystkie nasze plany. Wykpił ambitne, wdrukowane w kalendarz Google wydarzenia. Bezceremonialnie stłukł zabytkowy wazon, spojrzał w oczy i spytał: “co teraz zrobisz?”. Braliśmy nasze ułożone życia za pewnik. Teraz wiemy, że pod każdą podłogą, pod każdym porządkiem wije się stado węży, które tylko czekają na dogodny moment, by przebić iluzję permanencji.
Możemy teraz płakać, zamartwiać się, kurczowo trzymać się czegoś, czego już nie ma. Możemy też odpuścić, odwrócić się na pięcie i ruszyć przed siebie. Świat jest martwy, teraz jesteśmy wolni.
Długoterminowe skutki pandemii odcisną swoje piętno na kulturze, gospodarce, relacjach międzyludzkich. To kompletne przetasowanie talii. Zanim jednak sytuacja się uspokoi, zanim opadnie kurz bitewny i będziemy mogli ocenić, jak wygląda droga przed nami miną miesiące. Co robić w międzyczasie, gdy wszyscy siedzimy (i powinniśmy siedzieć) w domach?
Po pierwsze, zaakceptujmy nowy stan rzeczy. Rozpamiętywanie i płacz z powodu planów, które nie zostaną zrealizowane, nie ma nic wspólnego z byciem efektywnym. Nie ma, koniec – przepadło. Pogódź się z tym i dostosuj do nowych zasad gry.
Nie wiem, jak Ty, ja nigdy wcześniej nie miałem tyle czasu na to, by nadrobić zaległości. Wciągam więc kolejne książki z listy. Wróciłem do pisania, mam już przygotowanych kilka wpisów na blog. Pracuję nad biznesem. Siłownie są zamknięte, więc trenuję w domu z wagą swojego ciała, zamówiłem też gumy oporowe – to dla mnie świetna okazja, by do edukować się w zakresie innych niż siłownia sposobów ćwiczeń i utrzymania sylwetki. Wieczorami, ponieważ nigdzie nie muszę iść, z nikim się spotykać, bezkarnie gram w gry. Wreszcie mogę bez wyrzutów sumienia zainstalować 50 modów do Obliviona, między innymi nowy wygląd zbroi dla mojego wierzchowca, lol. Na liście do zrobienia w trakcie kwarantanny mam jeszcze montaż moich starych filmów, które kręciłem z przyjaciółmi dla zabawy, rozpisanie scenariusza pod nowy projekt – generalnie nudzić się nie zamierzam.
Tak, brakuje mi ludzi. Tak, chciałbym “wrócić” do tego, co było. Z drugiej strony, nie mogę i nic tego nie zmieni. Staram się więc cieszyć tym, co mam i skupić na tym, co kontroluję.
Dajcie znać, czy chcecie, żebym podrzucił rekomendację książek do przeczytania, bo ostatnio każda z pozycji, jakie przerobiłem, na swój sposób roztrzaskała mi głowę – w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Fun fact: w social mediach wszyscy pięknie piszą o tym, że teraz przemyślimy swoje życia, zrewidujemy priorytety, docenimy ważne osoby. Moim zdaniem nic takiego się nie stanie, z pewnością nie na masową skalę.
Jeśli do tej pory zwykłeś, zwykłaś dryfować w myślach, to będziesz robić to dalej, nie doceniając tego, co masz pod nosem. Jeśli jesteś osobą, która chorobliwie wszystkim się przejmuje, to właśnie zapaliło się zielone światło, możesz robić to bezkarnie.
Nic nie bierze się z powietrza, nikt sam z siebie się nie zmienia. Jak pandemia wpłynie na Ciebie, Twoje przemyślenia i podejście do życia zależy tylko od Ciebie.
A gdy za rok, dwa lata wszystko względnie wróci do normy, bardzo szybko zapomnimy o wężach pod podłogą. Bo ludzie generalnie mają krótką pamięć i szybko adaptują się do nowych warunków.
Nie oznacza to jednak, że węże przestaną czekać na dogodny moment, by o sobie przypomnieć.
Wrócił, nareszcie:) tez uwazam ze na dluzsza mete to niewiele zmieni ale przemyslec zawsze warto.
No siema 🙂
Kurde, mogłeś poczekać miesiąc i dodać posta w rocznicę:D
Masz rację, z roku na rok jestem mniej sentymentalny. My bad 🙂
Vincent, można z Tobą zamienić pare słów na priv?🤔
Można, napisz mi maila – adres znajdziesz w zakładce “kontakt”.
Ciesze się ze pojawił się nowy post ☺
Poproszę byś dodał post dotyczący przeczytanych książek o których wspominasz we wpisie
Super, dzięki za inspirację, zabieram się za wpis jutro w takim razie 🙂
Nareszcie powrót, bo już zdążyłem wszystko przeczytać i zrobić streszczenie najważniejszych zasad !!! 😀
Pozdro
Też się cieszę 🙂