Bardzo często w przeróżnych gazetach, mądrych programach i na jeszcze mądrzejszych blogach pojawiają się teksty, które sugerują, że żeby być osobą atrakcyjną na rynku matrymonialnym, musisz mieć pasję. Że bez zajęć z capoeiry, nałogowej gry na gitarze, czy regularnych skoków ze spadochronem nie tylko nie utrzymasz przy sobie nikogo na dłużej, ani nawet nie poruchasz (tyczy się facetów, bo jak wiadomo atrakcyjna kobieta bzyka zawsze).
Prawda to, czy fałsz? Zależy.
Zależy, bo posiadanie pasji rzeczywiście czasem pomaga – ale stoją za tym inne mechanizmy, niż te lansowane przez popkulturę.
Wbrew obiegowej opinii, w pasji nie chodzi o to, by po prostu jakąś posiadać. Znam wiele osób, które próbują swoje niecodzienne zainteresowania wykorzystać do tego, by zabłysnąć przed kobietami. Tylko, że dziwnym trafem to nie działa. Goście zapisują się na sztuki walki, skoki spadochronowe, czy zaczynają grać w zespole. Później dziwią się, że mimo wszystko laski nie ustawiają się do nich w kolejkę. Problem w tym taki, że z podobnym nastawieniem jesteś jak menel, który przychodzi wyżebrać 2zł. Mam pasję = daj mi walidację, doceń jaki jestem fajny, no przyznaj, że zaplusowałem.
Na samym początku zaznaczmy podstawową rzecz: jeśli nie jesteś interesującą, skalibrowaną społecznie osobą, zabranie się za jakąś pasję, byle odhaczyć na liście “posiadanie zainteresowania – checked” zbyt wiele nie zmieni. Problemy, które posiadasz i kompleksy, z którymi walczysz wciąż są główną przyczyną, dla której nie wychodzi Ci w relacjach. Znam osoby, które absolutnie nie posiadają żadnych zainteresowań, a mimo to mają seks i szczęśliwe związki. Uważam natomiast, że zainteresowania stanowią niesamowicie ważną wartość dodaną.
Pasje są ważne dlatego, że wybudzają nas z marazmu i nie pozwalają ugrzęznąć w codzienności. To defibrylator przywracający nas do tego, co tu i teraz. To silne emocje, które stanowią przeciwwagę dla logicznej i poukładanej rzeczywistości. To szczęście niezależne od innych osób. Spełnienie wewnętrzne i więcej energii każdego dnia. Aura, którą promieniujesz przy innych. Właśnie TO jest atrakcyjne. Nie fakt, że posiadasz jakieś zainteresowanie, ale sposób, w jaki wzbogaca Cię ono jako osobę.
Pasja, to coś co kochasz robić. Nie coś, za co się zabierasz, bo jest modne, bo wypada, bo podobno robi wrażenie. Możesz powiedzieć kobiecie, że lubisz jeździć motorem z nadzieją, że dostaniesz za to punkty. Z drugiej strony, jeśli rzeczywiście kochasz pruć szosą i zaczniesz z emocjami opowiadać jej, dlaczego – wciągniesz ją w swój świat. Nie będziesz próbował czegoś ukraść, zamiast tego podzielisz się z nią częścią ognia, którym płoniesz.
Robić w życiu to, co kochasz, to jak podpiąć się do nieskończonego źródła energii, z którego możesz nieustannie czerpać – i to ponad limit dostępny dla osób, które w niczym się nie realizują. I to ta energia sprawia, że ludzie lgną do Ciebie, jak ćmy do światła.
Czasem spotykam dziewczyny, które tańczą. Ta informacja jest dla mnie neutralno-pozytywna. No okej, tańczy, robi coś poza scrollowaniem fejsa, fajnie. Wszystko zmienia się w momencie, w którym widzę, jak bardzo ten taniec jest dla niej ważny. Jak zaczyna mi opowiadać o nim z zaangażowaniem, kiedy widzę, że to dla niej coś więcej, niż 3 zajęcia w tygodniu do odbębnienia. Pokazuje mi to, że dziewczyna ma głębię. Że nie jest tylko dwuwymiarową, przeciętną laską, która na przykład zapieprza na siłkę tylko po to, by nie wstydzić się przed koleżankami, a tak na serio nienawidzi ćwiczyć. Chodzi o ten błysk w oku i poświęcenie się czemuś. Tworzy to wrażenie, że dziewczyna jest samowystarczalna, posiada cel w życiu – a to jest bardzo atrakcyjne.
Będąc osobą, która rzeczywiście realizuje się i czerpie niesamowitą przyjemność ze swojego zainteresowania wyróżniasz się na tle chodzących czarnych dziur, które potrzebują drugiego człowieka do tego, by poczuć szczęście, spełnienie i satysfakcję. Co więcej, ludzie pozbawieni tej formy ekspresji dużo częściej bywają w relacjach z innymi toksyczni i zaborczy. W końcu partner staje się dla nich całym światem, a wolny czas trzeba jakoś zagospodarować. Najgorsza sytuacja powstaje wtedy, gdy jedna osoba w związku pasję posiada, a druga nie. Ta druga często (nie mówię, że zawsze) nie ma punktów odniesienia potrzebnych do tego, by zrozumieć, dlaczego czasem trening, czy pisanie w skupieniu będzie ważniejsze od wspólnego seansu The Walking Dead (swoją drogą, nowe odcinki całkiem, całkiem).
Zainteresowanie, w którym się realizujesz i z którego czerpiesz siły witalne to Twój skarb. I właśnie dlatego warto pasję posiadać. Nie dla innych ludzi, nie dla poklasku. Dla poczucia celu, konkretnych priorytetów i staniu się osobą, która ma misję. Dla przyjemności i całkowitego oderwania od energii innych ludzi. Wtedy nie potrzebujesz jej do tego, by funkcjonować, bo generujesz jej wystarczająco dużo, by jeszcze się nią dzielić – przestajesz więc być wampirem energetycznym.
Niestety, większość osób nigdy nie znajdzie swojej niszy. Ja z pisaniem miałem szczęście, bo czytałem bardzo dużo książek, a do tego dysponowałem nieźle rozwiniętą wyobraźnią, która szukała formy ekspresji. Zacząłem więc nałogowo tworzyć opowiadania, szkice książek, scenariusze do filmów. Skończyło się na książce i blogu. Moim zdaniem największym przywilejem w życiu jest nie tylko pasję posiadać, ale móc zamienić ją w źródło dochodu. Kiedy każda czynność wykonana w kierunku zarobku jest jednocześnie zajęciem, do którego siadasz z uśmiechem. W tym kontekście czuję się, jakbym wygrał w totka.
I prawdę mówiąc, nie smuci mnie, że ludzie nie odkrywają swoich pasji. Przygniata mnie natomiast fakt, że gruba większość z nich nawet jej nie szuka.
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? Ludzie, którzy nigdy nie odkryli, co naprawdę chcą robić i do czego mają zdolności. Synowie, którzy zostają kowalami, bo ich ojcowie byli kowalami. Ludzie, którzy mogliby fantastycznie grać na flecie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żadnego instrumentu muzycznego, więc zostają oraczami. Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć.
– Terry Pratchett
ZMIANY NA BLOGU!
Od dziś żegnamy okropnego, topornego, znienawidzonego Disqusa. Jeśli jesteście zalogowani na fejsie, to już w tej chwili możecie bezwysiłkowo zostawić mi komentarz pod wpisem. Bez żadnych kont i logowania. Czekałem na tę zmianę i wiem, że Wy też – te wszystkie maile i prywatne wiadomości sprawiły, że system komentarzy już od jakiegoś czasu widniał na mojej liście do odstrzału.
Na starych wpisach zostaje Disqus, ale wszystkie nowe będą już miały zaimplementowane komentarze fejsbukowe. Jeśli cieszysz się z tej nowiny tak, jak ja, koniecznie zostaw testowy komentarz:)